Inspiracją dla twórcy „Człowieka Roku” okazała się słynna już awaria maszyn do głosowania, która wywołała impas wyborczy z 2004 roku. Barry Levinson wspomina: „Poddawano wtedy w wątpliwość, czy systemy komputerowe w Ohio i innych stanach mogły stać się ofiarą działań hakerów. Dodatkowym powodem zamieszania była niezależna kandydatura Ralfa Nadera”. Reżyser zdaje sobie sprawę z tego, że w nowym tysiącleciu głosowanie nie może obyć się bez komputerów. Jednak od czasu ponownego liczenia głosów oddanych w wyborach na Florydzie w 2000 roku, powtarzają się wieści o opóźnieniach w instalacji aparatury, nieścisłych wynikach badań opinii publicznej i innych potknięciach, wynikających z ludzkiej omylności.
Levinson stawia zatem pytanie: jeśli na wczesnym etapie wdrażania technologii występują tak liczne uchybienia, co czeka Amerykę w przyszłości? „Chętnie rozprawiamy o tym, jak ważna jest dla nas demokracja, a tymczasem mamy do czynienia z bardzo słabym systemem. Nie można zawierzać technologii, która ustępuje pod tym względem nawet maszynom do gier losowych w Las Vegas” – alarmuje reżyser.
Równie ciekawą kwestią pozostaje dla Levinsona rosnące zaangażowanie gwiazd kina i telewizji w politykę, często wynikające z ich rozpoznawalności przez większość wyborców. „Znajomą markę zawsze łatwiej jest sprzedać”, kwituje to zjawisko reżyser. Komedia obyczajowa, unikająca stawania po którejkolwiek ze stron, była dla twórcy najlepszym sposobem wyrażenia swoich poglądów na temat polityki.
Premiera „Faktów i aktów” w 1997 roku przypadła na okres względnego optymizmu Amerykanów. „Człowiek Roku” trafia dziś na ekrany w wyjątkowo ponurym momencie, Levinson postawił sobie więc za cel stworzenie optymistycznej przeciwwagi dla powszechnego nastroju: „Spodobała mi się nadzieja, którą można czerpać z tej historii. Dwie postaci, które łączy poczucie honoru i siła charakteru, postanawiają ujawnić całą prawdę, nie zważając na konsekwencje”.
Producent James G. Robinson przyznaje, że zwrócił uwagę na scenariusz „Człowieka Roku” gdyż był on wnikliwym spojrzeniem na naszą kulturę: „Dobbs jest uczciwym everymanem, który musi podjąć ważne decyzje na temat władzy, jaka nagle stała się jego udziałem”. Jeden z szefów studia Morgan Creek podkreśla, że widzów powinna zadowolić nie tylko dawka rubasznego humoru, ale także optymizm i niewinność, jakie niesie nowy film Levinsona.
Postać komika, który staje się prezydenckim kandydatem, została pomyślana tak, aby po uświadomieniu sobie sukcesu wyborczego, Dobbs pozostał wierny swoim komediowym korzeniom. Przez chwilę rzeczywiście upodabnia się do konkurentów, którzy przypominają klony składające puste obietnice. Jak zaznacza Levinson, Tom odzyskuje wiarygodność dopiero wtedy, gdy powraca do swojego powołania – komedii.